wtorek, 9 kwietnia 2013

i znowu to samo.

Tym razem bez alkoholu, całkowicie na trzeźwo dochodzę do wniosku, że cały świat cholernie mnie irytuje. Skończył się spowodowany nadmiarem kofeiny entuzjazm. W tym samym momencie dopadła mnie ciężka do pohamowania chęć odesłania jedną czy dwie osoby w piekielne czeluści. Dlaczego więc tego nie robię? Bynajmniej nie z obawy przed ręką sprawiedliwości. Raczej przed tym, że kiedy w końcu zakończę swoją ziemską egzystencję spotkam je ponownie.  Zakładając oczywiście, że piekło istnieje. Nikt w końcu nie udowodni, że po śmierci nie trafimy do zwykłego niebytu, prawda? Ale o tym może innym razem.
Teraz wolałabym zająć się najbardziej wkurzającym mnie typem człowieka jest "nie znam się to się wypowiem".  Chodzą sobie tacy po świecie wygadując głupoty, wyśpiewując głupoty i udostępniają głupoty w miejscach publicznych czym przyczyniają się do rozrastania się swojej grupy społecznej, że tak to nazwę. Ale o ile głupotę można ignorować tak, powszechnie znany wszystkim, "hejt" już nie.
Już tłumaczę o co chodzi. Wyobraźmy sobie internautę. Dla ułatwienia nazwijmy go Ed. Jako że nasz Ed nie ma własnego życia, pilnie śledzi poczynania innych, czyta sobie ich wpisy, ogląda zdjęcia i WYCIĄGA WNIOSKI! Wszystko byłoby w porządku gdyby owe wnioski były prawidłowe albo chociaż częściowo potwierdzone wiedzą zaczerpniętą ze źródła innego niż Edowa głowa. Bo jeżeli Ed wyimaginuje sobie parę błędnych rzeczy na temat danej osoby i jej poczynań i podzieli się z nimi innymi wszechwiedzącymi to zaczyna się tragedia. Nawiązuje się konflikt między stronami. Tylko dlatego, że Ed nie raczył zweryfikować informacji. To właściwie tak a propos pewnej sytuacji.
Wracając do tematu. Biorąc siebie pod lupę znajduję parę usterek. Przykład? Kompletnie nie znam się na urządzeniach elektronicznych, czy tam elektrycznych (możecie mnie za to nienawidzić). Ma działać i już. Dlatego też, kiedy coś się zepsuję, zanoszę to do kogoś kto się zna. I zostawiam. Ewentualnie zostaję i w milczeniu przyglądam się naprawie. W milczeniu. Właśnie dlatego, że nie mam pojęcia co się dzieje. Z przykrością stwierdzam, że są ludzie wychodzący z innego założenia: nie wiem o czym mówisz, ale na pewno  znam się na tym lepiej. Co powiecie na biologa robiącego wykład o II wojnie światowej historykowi? Widziałam i takie przypadki.
Domyślam się, że jeśli ktoś taki znajdzie przypadkiem moje wypociny wytłumaczy mi jak bardzo się mylę, ale cóż.. co ja tam wiem o świecie?